Brak osób "życzliwie" przypominających, że to już prawie południe, rozładowana bateria w telefonie + kilka niezbędnych rekwizytów: ciepłe kapcie, szlafrok, pyszna kawa i tiramisuuuuu... a w zasadzie idealnie schłodzone pozostałości po tiramisu z dnia poprzedniego.
Przepis poniżej to tylko jeden z wielu wariantów, gdyż w temacie tiramisu lubię eksperymentować :)
Przepis poniżej to tylko jeden z wielu wariantów, gdyż w temacie tiramisu lubię eksperymentować :)
TIRAMISU (w wersji bez żółtek):
- biszkopty
- mocna kawa
- serek mascarpone
- śmietanka 30% (mały kubeczek)
- 1 łyżka cukru pudru
- whisky, wiśniówka, baileys... do smaku
- gorzkie kakao
- 1/4 tabliczki gorzkiej czekolady
2. Zaparzamy mocną kawę (dla mnie "mocna" = z 3 łyżeczek w dużym kubku), dodajemy whisky i baileys (po łyżeczce). Połowę przelewamy na talerz, w krórym następnie moczymy biszkopty.
3. Biszkopty moczymy przez chwilę i układamy na dnie naczynia. Istnieje kilka odmian biszkoptów - są takie, które namakają w ekspresowym tempie i takie, które dodatkowo "polewam" z góry kawą (już w naczyniu).
4. Na biszkopty przekładamy połowę kremu, a następnie posypujemy wszystko grubą warstwą kakao (przesiewamy).
5. Powtarzamy proces układania kolejnej warstwy biszkoptów. Równomiernie rozprowadzamy pozostały krem i całość posypujemy wiórkami gorzkiej czekolady.
6. Schładzamy w lodówce przez kilka godzin.