Przez chroniczny brak czasu zaniedbałam ostatnio deserowo-wypiekową sferę mojej kuchni. Cierpi mąż, cierpi dziecię, a najbardziej cierpię JA! Poza oczywistymi i wszystkim dobrze znanymi pochłaniaczami czasu jak wieczne ogarnianie siebie, domu, trzody domowej, rzeczywistości... pojawił się kolejny - wypiek chleba. Nie miała baba kłopotu - wyhodowała sobie zakwas ;) Od kilku dni skutecznie marnuję tony mąki na próbach iście atomowych piekąc chleby. Jak na razie wynik 3:2 (3 udane, 2 zmarnowane). Nikt nie obiecywał, że będzie lekko ;) Ale o chlebie pewnie będzie innym razem.
Dziś serwuję stary, poczciwy budyń czekoladowy. Ten cudowny relikt peerelu miał już swoje 5 minut na tym blogu, co świadczy tylko o jego niezawodności i ponadczasowości :) Schłodzony w formie silikonowej, z orzechami laskowymi wsypanymi na dno formy, podany z kleksem kwaśnej śmietany też może być "cool".
Dziś serwuję stary, poczciwy budyń czekoladowy. Ten cudowny relikt peerelu miał już swoje 5 minut na tym blogu, co świadczy tylko o jego niezawodności i ponadczasowości :) Schłodzony w formie silikonowej, z orzechami laskowymi wsypanymi na dno formy, podany z kleksem kwaśnej śmietany też może być "cool".