Szpinak o szemranej przeszłości
Pamiętam jak w podstawówce narodziła się nowa ekscytująca działalność konspiracyjna - na lekcjach, pod ławkami, z wypiekami na twarzy każdy wypełniał krążące po klasie pele mele. Najwięcej emocji wśród nas 8-10 latków budziło oczywiście pytanie o sympatię - każdy maluch z arcypoważną miną wypisywał tajemnicze inicjały i stawał się przedmiotem plotek przez kolejne dwie godziny lekcyjne. Pytań było oczywiście co niemiara, w końcu wypełniały one zeszyt o grubości co najmniej 60 kartek. Można było się dowiedzieć jaki kto ma ulubiony kolor, przedmiot, zwierzę (tu różnice zdań były niewielkie). Jednak do dziś pamiętam odpowiedzi na pytanie "Czego nie lubisz jeść najbardziej" - w zasadzie odpowiedź była jedna u wszystkich: "SZPINAK".
Nie wiem jak dzieciaki z pele mele, ale ja jako dziecko nigdy nie jadłam szpinaku. Był on symbolem okropieństwa, podobnie jak tran podawany obligatoryjnie w przedszkolach w latach 60-70tych. W dobrym tonie było zatem wpisanie tego tajemniczego szpinaku na listę tych "najnieulubieńszych".
Na szczęście wiele się w moim życiu zmieniło od czasów pele mele :)
TAGLIATELLE ZE SZPINAKIEM I INDYKIEM
- makaron tagliatelle
- pęczek świeżego szpinaku
- łyżeczka masła
- ząbek czosnku
- gałka muszkatołowa
- szczypta soli
- pieprz do smaku
- pierś z indyka
- marynata (użyłam sosu chili z limonką i kolendrą)
- parmezan
2. Pęczek świeżego szpinaku dokładnie płuczemy, odrywamy ogonki i dusimy na maśle z przeciśniętym przez praskę czosnkiem.
3. Doprawiamy gałką muszkatołową, solą i pieprzem (dwa ostatnie skladniki ograniczyłam z uwagi na moje dziecię - aktywnego uczestnika obiadu) i dusimy do odparowania wody.
4. W tym czasie podsmażamy zamarynowane kawałki indyka.
5. Ugotowany makaron łączymy ze szpinakiem, oprószamy parmezanem i podajemy z indykiem (dla dziecka wersja bez smażonego).
9 komentarze
Szpinak, szpinak, szpinak... cóż więcej do szczęścia :)
OdpowiedzUsuńświetny post, a pociecha słodziutka:)
OdpowiedzUsuńJa tez jako dziecko nie jadlam szpinaku. Nikt mnie nie przymuszal - i moze dlatego teraz tak go lubie :)
OdpowiedzUsuńPiękne czasy szkoły podstawowej i pele mele :) Ja wpisywałam brukselkę, to ta najgorsza, niejadalna rzecz w moich latach dzieciństwa. Szpinaku też wtedy na oczy nie widziałam...
OdpowiedzUsuńZachęcające tagliatelle, szczególnie po ostatnich "ubrudzonych" zdjęciach ;)
Pozdrawiam serdecznie!
Ja z brukselką mam problem do tej pory. Wiem, że nie jest niedobra, ale przypomina mi się zawsze waza z zupą na kolonijnej stołówce. Spośród szarej brei wypływała zielona kulka, która za każdym razem się nabierała na chochelkę. fuuuj.
Usuńhaha, te zdjęcia małego łakomczuszka są świetn! ale pałaszuje, a to znak, że Twoje danie było wyborne i wyborowe!
OdpowiedzUsuńnie wiedziałam, że to się tak nazywa, u nas w klasie funkcjonowało to pod nazwą "wpisz mi się do zeszytu":)
OdpowiedzUsuńszpinak podawany w ówczesnym stylu był rzeczywiście mało apetyczny...
Blog o życiu & podróżach
Blog o gotowaniu
Moja mama robiła zupę zwaną przez nas "zieloną". Była ze szpinaku i szczawiu. Koszmar kulinarny z dzieciństwa. Nadal jej nie zjem. A powszechne obrzydzenie do szpinaku wynikało chyba ze sposobu jego przygotowania. Był mdłą, zieloną papką. Trudno coś takiego polubić. Tran natomiast piłam bez mrugnięcia okiem, moja mama nadal opowiada to znajomym:)
OdpowiedzUsuńbrudna buzia to jest to:) takie fotki najsłodsze!
OdpowiedzUsuń